Maj miał wyglądać troszeczkę inaczej... bynajmniej inaczej go sobie planowałam w poście "Hello May". Ale z drugiej strony aż tak źle nie wypadł. Co się dokładnie u mnie działo? Ciekawych zapraszam do rozwinięcia postu. Na koniec wysnuję parę wniosków i jak zawsze zmotywuję do działania.
Najpierw odniosę się do mojego planu działania na maj.
Jeśli chodzi o studia była lekka obsuwka... Mianowicie poprawka. Nastawienie było mega pozytywne, jednak pani profesor na zerowym terminie przepuściła tylko 2 osoby. Bardzo surowo oceniała... dosłownie oceniała każde pytanie i jak było więcej dopków to niezdane. Ale pierwszy termin był bardziej łaskawy, jednak i tak nie dla wszystkich. Ulała jednego kolegę, na którego poniekąd się uwzięła.
Książki - owszem na początku jeszcze czytałam w weekend od rana, ale natłok obowiązków sprawił, że dla swojego dobra odpuściłam czytanie. Stwierdziłam, że książki przecież nie uciekną, a nie chce mieć wyrzutów sumienia, że wolałam czytać książki niż się uczyć.
W kwestii aktywności fizycznej nie było jej za wiele. Spacery chyba nie są dla mnie. Pokochałam za to skakankę. Za pierwszym razem przez pól godziny zrobiłam 1500 skoków (na podwórku), a teraz spokojnie po 3700 (w pomieszczeniu). Jest moc, idzie się spocić. Nogi o tyle nie bolą co ręce i kciuki. Czasami szybciej skacze, niż kręcę skakanką.
W 100% zrealizował się żużel w Warszawie. Dwudniowy wypad był bardzo udany. Relacje znajdziecie TUTAJ.
Na początku miesiąca wybrałam się do fotografa po zdjęcie do paszportu. Moje więzienne zdjęcie nie wyszło aż tak źle. W kolejce przede mną była dziewczyna, która miała prosto obciętą grzywkę i gdy usłyszała, że musi ją albo na boki rozsunąć albo podpiąć była bardzo niezadowolona. No i nie będę tu owijać na szczęśliwą nie wyglądała. Moje chyba nie wyszło najgorzej ;)
Później 7 maja wybrałam się na ślub cywilny do przyjaciółki z technikum. Bardzo mi się podobała cała uroczystość. Miło widzieć, że znajomi ze szkoły zakładają rodziny czy się zaręczają. Szczęście i miłość jest dla wszystkich - trzeba tylko dobrze się dopasować. Później z Ałi i z naszym kochanym wychowawcą poszliśmy do Pietraka na kawusię ;)
W kolejnym tygodniu były wycieczki :D Na pierwszy ogień poszła wycieczka na XXIV Międzynarodowe Targi Maszyn i Urządzeń WOD-KAN 2016 w Bydgoszczy. To jest taka mini pielgrzymka... chodzisz, chodzisz, chodzisz i jeszcze raz chodzisz między tymi wszystkimi stanowiskami, gdzie przed południem już zaczyna się %. A targi trwają trzy dni. Potem następne trzy się do siebie dochodzi ;). Standardowo były krówki, torby, długopisy, notesiki;)
W piątek 13 odwiedziliśmy poznański WIOŚ - Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Bogu dziękuję, że nie zasnęłam. Wiele nie brakowało. Ja już żyłam wyjazdem na jutrzejsze Grand Prix do Warszawy i dylematem co ze sobą zabrać.
Po Warszawie zaczęły się przygotowania do egzaminu, który oblałam jak już wspominałam. W sobotę wybrałam się na ślub kościelny kolegi ze studiów. Wesołego i zakręconego strażaka Marka.
W poniedziałek zabrałam się za naukę na poprawę, zamówiłam prenumeratę BeActiv. Jeśli ktoś ma ochotę zamówić sobie prenumeratę mam kod rabatowy na minus 23 złote (opcja z dodatkami). Zainteresowani mogą pisać na e-maila.
W środę był Dzień Matki. Zamówiłam mamusi kwiaty pocztą kwiatową, obstawiałam, że zostanie w domu. A tu niespodzianka mama pojechała do kościoła, a po 5 minutach przyjechały kwiaty. Trochę nici wyszły z niespodzianki. Do kwiatków dorzuciłam czekoladę i zaproszenie na masaż.
W środę był Dzień Matki. Zamówiłam mamusi kwiaty pocztą kwiatową, obstawiałam, że zostanie w domu. A tu niespodzianka mama pojechała do kościoła, a po 5 minutach przyjechały kwiaty. Trochę nici wyszły z niespodzianki. Do kwiatków dorzuciłam czekoladę i zaproszenie na masaż.
W piątek był egzamin, który zdałam xD i po powrocie do domu wpadłam w wir sprzątania (tak lubię sprzątać). Po 18 zadzwoniła Iza, czy nie przejadę się z nią i dziewczynami na Zenka Martyniuka do Lądku. Dostałam turbo przyśpieszenia i na czas się wyrobiłam. Nawet zdążyłam się najeść w domu. Korki w Lądku były masakryczne... Jakby to był koncert Justina Bibera albo One Direction. Zaparowałyśmy gdzieś na mieście i chyba około 2 km z buta cisnęłyśmy, a że Zenek się spóźnił to my na spokojnie zdążyłyśmy. Ludzi było naprawdę dużo. Kiedy szłyśmy pod scenę zobaczyłam nagle masę ludzi, która nagrywała koncert na telefony. Powiem Wam, że z lekka mnie zatkało. Zawsze myślałam, że tylko na takich dużych koncertach znanych i popularnych gwiazd/zespołów jest tak, że ful ekranów telefonów unosi się nad tłum. A tu takie zdziwko z lekka. Jednak ja jestem zdania, że na koncercie, nie ważne jakim lepiej się bawić niż nagrywać. Koncert zawsze znajdziesz na YouTube albo zobaczysz w telewizji, a na żywo go po raz drugi nie przeżyjesz.
Sobota bardzo pracowita. Z racji zdanego egzaminu i zakończenia sesji, tak jak obiecałam zrobiłam tratę czekoladową. Przepis na nią znajdziecie TUTAJ. Uczyć się już nie muszę (tylko mam 3 projekty do skończenia) i mam więcej czasu to zrobiłam również faszerowane cukinie. Przepis już wkrótce. Zrobiłam babci generalny porządek w szafie, że ma ładniej ode mnie poukładane. Zdecydowanie za dużo energii miałam w sobie. Pod wieczór część z niej spożytkowałam na trening. Skatowałam pośladki i brzuch. Później zafundowałam sobie małe spa. Maseczka glinkowa, peeling czekoladowy i masło kakaowe.
Najgorszą wiadomością z całego dnia była śmierć Krystiana Rempały. Spoczywaj w pokoju Krystian [*].
Przez najbliższe dni będę oglądać po raz chyba 5 całą sagę "Szybcy i Wściekli". Średnio dwa razy do roku oglądam wszystkie części. Uwielbiam te filmy i nic z tym nie zrobię.
Na koniec parę wniosków i motywacji.
Pierwszy wniosek - Już nigdy nie będę tworzyć żadnych planów działania na blogu. Nie mówię, żeby nie wyznaczać i nie zapisywać sobie rzeczy, które chce robić czy celów, które chcemy osiągnąć. Chodzi mi o to, że czasami dzieje się tak, że los i życie komplikują niektóre rzeczy, na które my nie mamy kompletnie wpływu. Kiedy ja przypominałam sobie mój plan działania, szlag mnie trafiał, że nie mam czasu na czytanie, czy trening, bo warunki w domu są takie a nie inne, bo szkoła jest teraz najważniejsza, a nie książki. Owszem zapiszmy je, przypnijmy na tablicę korkową w pokoju. Albo załóżmy sobie do tego specjalny zeszyt, gdzie będziemy zapisywać nasze pomysły przemyślenia. Zawsze będziesz mogła/mógł to tego wrócić.
Drugi wniosek - Nie przejmuj się kiedy coś idzie nie po Twojej myśli. Nie załamuj się. Widocznie tak było pisane. Grunt to się nie denerwować, bo ... denerwowaniem się i tak nie zmienisz tego co się stało, ani niczego nie przyśpieszysz. Do wszystkiego podejdź ze spokojną głową.
Trzeci wniosek - Wyciskaj z każdego dnia 100%, nawet z tego, kiedy masz pod górkę i nic nie idzie po Twojej myśli. Satysfakcja wykorzystania każdej minuty na koniec dnia jest bezcenna, motywująca i wywołuje uśmiech na twarzy :D <- o właśnie taki. Życie tak szybko przemija, że nie warto spędzić do na kanapie przez telewizorem. Ważne jest znalezienie balansu pomiędzy praca - rodziną - czasem dla siebie. Nie samą pracą żyje człowiek, przyjemności i nagrody też się należą. Jasne, zdarza się, że jakiś czas trzeba zapieprzać, ale zapieprzasz, bo masz cel, a gdy go osiągniesz spotka się nagroda.
Jutro poniedziałek - naładujcie akumulatory i działajcie na maksa, wyznaczcie sobie cele, marzenia i dążcie do nich. Czujcie się spełnieni w tym co robicie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz