niedziela, 9 października 2016

BWB: INNOŚCI I INNOWACYJNOŚCI - CZYLI CO JEST PO PROSTU INNE

Co kraj to obyczaj - prawda znana od lat. Po przylocie do Blackpool musiałam "nauczyć się życia" troszeczkę na nowo. Wiadomo nowe miasto, nowi ludzie, inne zwyczaje. Ale jednak jest kilka rzeczy, które są po prostu inne, dziwne (mniej lub więcej). Najlepiej oceńcie sami.

blackpool anglia

Autobusy w Blackpool najczęściej są dwupiętrowe. Owszem jednopiętrowe też jeżdżą, jednak najczęściej obserwuję te pierwsze. Każdy chyba widział w autobusie podmiejskim przycisk z napisem "STOP" i zastanawiał się, co będzie jak go nadusi - czy wybuchnie bomba, czy autobus ni z gruchy ni z pietruchy nagle zahamuje, a kierowca się wkurzy i po policje zadzwoni, czy po prostu nic się nie stanie, bo do picu przycisku porobili lub nie działają. Oto tajemnica, tego małego przycisku: jeśli chcesz wysiąść nie podchodzisz do drzwi kierowcy, aby zasugerować mu "Panie ja chce tu wysiąść", tylko wciskasz guziczek. Kierowcy zapala się na czerwono kontrolka z napisem STOP i wie, że na następnym przystanku ma się zatrzymać. Wraz z naduszeniem przycisku stop słychać taki odgłos dzwonka i zapala się napis "Stopping" stąd reszta jadących autobusem wie, że na najbliższym przystanku będzie postój. Kierowca ma w autobusie dwie kamery. Jedną na dole, a drugą na piętrze i nie są to atrapy, bo widziałam obraz na żywo.
Wysiadanie mamy opanowane, ale jeszcze trzeba jakoś do tego autobusu wsiąść. Hmmm... a no trzeba pomachać ręką jak na stopa. Nie na każdym przystanku kierowca się zatrzymuje, więc trzeba dać mu znać, że chce się wsiąść. Kolejną różnicą jest to, że autobus ma tylko jedno wejście/wyjście. Nie ma kasowników na bilety, bilet kupuje się bezpośrednio u kierowcy, zarówno ten jednorazowy, tygodniowy i miesięczny (na tych dwóch ostatnich można jeździć ile się chce dziennie, dodatkowo można na tych samych biletach podróżować tramwajem). Jak widać same plusy i udogodnienia, aby na przykład zwiedzać miasto. 

Manchester
Brak przejść dla pieszych -  o tym już wspominałam we wcześniejszych wpisach. Nie, że ich wcale nie ma. Po prostu nie ma ich tyle co u nas w Polsce i nie zawsze są to tzw. zebry. Jest po prostu wyznaczone pole do przejścia i tyle. Ale już powoli weszło mi w krew przechodzenie, gdzie się da, nawet środkiem skrzyżowania. 

Przejście dla pieszych sygnalizowane mrugającymi lampami... nie wiedziałam jak to ująć i w zasadzie nie wiem do czego to porównać. Chyba nie mam w Polsce takiego odnośnika. Po prostu przy takich przejściach z lampami kierowca zobligowany jest się zatrzymać, jeśli widzi zbliżającego się przechodnia. Musi i tyle. Sama potwierdzam, że tak jest. 


Będąc przy temacie ulic, nie zobaczycie na nich bezdomnych psów i kotów. Rankiem częściej spotkacie mewy ;) Chodzi o to, że aby mieć psa należny spełniać wymagane warunki, przyjeżdża kontrola, sprawdza. I jak się bierze pieska czy kotka to jeszcze trzeba za to zapłacić i to nie mało. Moim zdaniem bardzo dobre rozwiązanie. Może jak by ktoś wiedział ile zachodu jest z załatwieniem takiego, aby można było zabrać zwierzaka do domu odechciało by mu się do porzucać. Odpuścił by w momencie załatwiania papierków - mniejsze zło. Ciekawe jak by to rozwiązanie sprawdziło się na wsiach?


Płatne reklamówki. Ktoś powie wymyśliła se... W Polsce już od bardzo długiego czasu wprowadzono opłaty za torby wielorazowego użytku. Tutaj dopiero od około pół roku temu. Mimo, to ile razy szłam do sklepu tyle razy zapomniałam zabrać ze sobą. Zawsze pani kasjerka się pyta czy chcę reklamówkę. Koszt reklamówki to 5 lub 10 pikaczy.


Pełna kultura 24 na dobę, czyli sorry na porządku dziennym, reszta magicznych zwrotów oczywiście też. Wpadniesz na kogoś (nie)chcący - sorry, szturchniesz - sorry. Wchodzisz do sklepu/autobusu musisz się przywitać, wychodzisz to samo. Często wejdziesz do sklepu i sprzedawca się się pyta "Co słychać?" Anglicy bardzo często zagadują. O cokolwiek czasami. 

Are you ok? To jak wszystko z Tobą w porządku? Wszędzie to usłyszysz, w każdej sytuacji, nie ma opcji. Tak mają chyba zakodowane genetycznie, że nie kontrolują tego jak mówią. Nie, że się czepiam, ale dajmy przykład. Jesteś smutna/smutny, bo eksmitowali Cię z mieszkania / złamałeś sobie nogę / ukradli Ci samochód,  a Anglik Ci się zapyta "Wszystko ok?". Taki mają zwyczaj i tyle. U nas każdy by się zapytał  "Ej stary co Ci jest, przecież widzę, że coś się trapi".


Tolerancja i akceptacja. U Nas u Polsce, jeszcze chyba długo będzie ten temat wałkowany. Zaczynając od tatuaży w pracy, po tuszę, sposób ubierania, malowania, kolor włosów, kolor skóry, narodowość. Ja nie mówię, że tu każdy idealny jest, ale większość osób nie zwraca na to uwagi. Każdy ma swoje życie i nie traci czasu na patrzenie na innych.

Otwory na listy w drzwiach mieszkań, restauracjach, sklepach. Nie mam tradycyjnych skrzynek pocztowych przed domem na płocie. Chociaż podczas jazdy do pracy zauważyłam gdzieniegdzie takie, ale stanowi to rzadkość.


A teraz najfajniejsze, ale nie do końca - stać się na dużo rzeczy. Na to chyba poświęcę osobny post. O tym jak Ci w kraju postrzegają tych na emigracji, bo to dość ciekawe i sama z doświadczenia będę mogła coś od siebie dodać. Powiem tak: ciężka praca popłaca, albo jesteś kowalem swojego losu. Obrazując to: w Anglii są tygodników, nie ma, że żyje się od pierwszego do pierwszego ledwo wiązać koniec z końcem. Po jednym dniu w pracy tutaj jestem w stanie opłacić sobie mieszkanie (czytaj dziel na 4), bilet tygodniowy do pracy i jeszcze mi z tego zostanie. Czynsz za mieszkanie jest również tygodniowy. Oczywiście jeśli ktoś miesza sam to płaci dużo, ale jak z kimś to wiadomo, że wychodzi taniej. Takie codzienne życie jest inne, w sensie, że stać Cię na więcej, co nie oznacza, że wydajesz siano na prawo i lewo. Po prostu masz ten komfort w głowie, że Cię stać, że jak chcesz to możesz sobie pozwolić.


Bardzo fajnie wypłaca się pieniądze w banku, nie trzeba się w ogóle okazywać dowodem. Wkłada się swoja kartę do terminalu, który połączony jest z komputerem pani za okienkiem i wpisujesz swój pin i to wszystko. Nie wiem jak w innych bankach, ale w Halifaxie tak jest. Żadnych podpisów, kartek.

To w zasadzie chyba wszystkie inności, które zdążyłam zauważyć poznać. Zapominałam dodać, że Anglicy uwielbiają wszystko co łatwe w przygotowaniu do jedzenia, czyli wszystko co wrzuca się do piekarnika, mikrofali i na rozgrzany olej. Obiady w niedziele to McDonald lub KFC całymi rodzinami. Kolejki mega, ale stoją i czekają. Dania w 5 min, dania gotowe cieszą się ogromna popularnością, co widać po większości ludzi ;)


To chyba takie główne "inności", która zauważyłam, które rzuciły mi się w oko. Wpis trochę długi, ale mam nadzieje, że dobrnęliście do końca.

2 komentarze:

  1. Artykuł interesujący, "inności" ciekawe, ale niezbyt podoba mi się Twój styl pisania. Trochę za dużo w nim slangu moim zdaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki charakter ma blog :) Nie ma być perfekcyjny, chce aby odzwierciedlał mnie :) Pozdrawiam :)

      Usuń