niedziela, 24 lipca 2016

BWB: HIGH LIFE W SOBOTNIĄ NOC - REVOLUTION & DOMAIN

Dni lecą, praca stała się już rutyną. Lepszą czy gorszą jeszcze nie powiem. Dzisiaj trochę o modzie hi fashion albo jak kto woli trend faszyn from Raszyn ;) Punkt widzenia w tym przypadku zależy od punktu siedzenia. 

Blackpool

Zanim o modzie, jeszcze o samym Blackpool. Poniżej rynek. Kościół jest, obok jakoś współczesna sztuka. Ławeczki w koło, knajpki w koło, ludzi pełno. Życie towarzyskie kwitnie.



W drodze z pracy zafascynowała mnie choinka, inna jak to tej pory widziałam, szyszek na niej brak. Wygląda dość oryginalnie. Na Święta Bożego Narodzenia jak znalazł. 


Anglia, Anglią, ale pewne rzeczy się nie zmieniają. Żużel zawsze i wszędzie. Pierwsza wyprawa do hipermarketu Sainsbury, dział z gazetami i proszę ;) Sobota Grand Prix, niedziela liga. Z dala od domu, ale nawyki te same.


W sobotę po Grand Prix Cardiff wybraliśmy się na kręgle. Nawet całkiem dobrze mi szło. Tor do kręgli różni się od tego np. w Neście w Gnieźnie. Nie ma rynien. czy jakkolwiek to się nazywa, do która wpada kula jak krzywo leci. Tutaj są barierki, od których kręgla się odbija. Takie trochę dla dzieci... chyba, że chodzi o to, że jak się za dużo wypije to, żeby mieć frajdę, że się gra i nawet się strąca kręgle.

Moda na ulicach w sobotni wieczór, przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Każdy zakłada to na co ma ochotę. Co mu pasuje, w czym się dobrze czuje. I uwaga rozmiar nie ma znaczenia. Nawet podczas sezonu z Skorzęcinie nie widziałam takich ewenementów. Serio. Wybrałyśmy się do klubu Revolution a tam facet chyba miał wieczór kawalerski. Ubrany był w panterkowe body. Tak BODY i do tego neonowe, pióra a koło głowy i przyrodzenia. Wyglądał kosmicznie. W Polsce to by pewnie do klubu nie wpuścili, a bankowo to by gonga zarobił za sam wygląd.

Tak jak pisałam rozmiar nie ma znaczenia. Na imprezach panie od rozmiaru XS do XXXXL. W krótkich mini, obcisłych małych czarnych. Nikt  nie patrzy na to co ludzie powiedzą, każdy ma to w czterech literach. Jest inna mentalność, zdecydowanie. Każdy przejaw dokuczania, zwracania uwagi na wygląd, kolor skóry, tuszę, pochodzenia można traktować jako rasizm. Tolerancja jest tu znacznie szersza. Nikogo nie dziwią transwestyci, nawet kluby, w których oni/one występują.

Wracając do samego klubu, wygląd spoko. Ładnie w środku. Zamiast napakowanych koksów jako ochrona ładnie ubrani kelnerzy. Na minus brak szatni. Kolejny minus klejący się parkiet. Myślałam, że baleriny na nim zostawię, jakby mopa od dwóch tygodni nie widział. Następny minus - łazienka. Syf totalny. Od kieliszków po winie, szampanie, butelek po alkoholu, po wywleczony papier toaletowy z kabin, potłuczone szkło i pełne kosze na śmieci. Dobra, ja nie mówię, że u nas w PL jest pięknie, czystko i pachnie lawendą, ale niby to jest jeden z lepszych klubów z Blackpool - spodziewałam się czegoś więcej. W łazience zafascynowały mnie regulowane, powiększające lusterka do makijażu. Tego jeszcze nigdzie nie widziałam. Raj dla typowych tapeciar.

Muzyka inna. Ni to dance di to techno. Czasami nie widziałam jak tańczyć.

Przyszedł czas na sobotę - kolejną. Dzisiejszej nocy postawiłam na klub Domain. Po krótkiej rozmowie z pewnym Anglikiem powiedział, że jeśli lubię techno tam mi się spodoba. I wiecie co? Nie było to Orchowo, ani Magnes, ale było lepiej niż w Revolution. Po awansie naszych do finału Drużynowego Pucharu Świata nie było opcji, aby zostać w domu. Zapytałam wujka google o kluby noce i postawiłam na wspomniany wcześniej Domain.



Oczywiście w kolejce spędziłam jakieś 15 min, ale nie, że taka kolejka była. Po prostu lokal otwierali o 23, a ja w domu nie sprawdzałam o której. Myślałam, że o 20 -21 już zaczyna się życie nocne w dyskotekach, ale widać nie wszędzie. Ludzie byli poubierani bardziej normalnie niż w pierwszym klubie. Ochroniarze - trochę napakowane koksy w odblaskowych kamizelkach.

Domain Club Blackpool

Muzyka bardziej przypadła mi do gustu (tempo tańczenia często było z lewej na prawą, z prawej na lewą i czasami miałam wrażenie, że znowu leci ta sama piosenka ), jeden plus, że podłoga się nie kleiła, raz tylko przez przypadek z piwa zostałam oblana (od razu zostałam przeproszona). Z całego repertuaru puszczanego przez DJ znałam może z 5 piosenek. Brakowało mi relacji między DJ, a klubowiczami.
W obu klubach nikt się nie bił, nikt mnie zaczepiał, nawet nie zauważyłam żeby ktoś się krzywo na nie patrzył - za do wszystko duży plus.



Jeśli miałabym oceniać w skali od 1-10:
Revolution: 3,5
Domian: 5

Już mam pomysł jaki klub odwiedzę jako kolejny. Co weekend będzie inny - trzeba spróbować wszystkiego :D

Oglądałam w niedzielę program i padły tam takie stwierdzenia, że każda podróż kształci człowieka, że w jakiś sposób podróże zmieniają osobowość, postrzeganie świata, życia. Ciekawe jak zmienię się ja? Jak bardzo przesiąknę życiem i mentalnością, która tu jest. I najważniejsze, kto wytrzyma ze mną po powrocie do domu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz